Jest takie miejsce gdzie po pół godzinnej PRACY nazywają mnie Sabiną Demolką. Jest takie miejsce gdzie parzą mi kawę i serwują ciasto z rabarbarem. Takie miejsce gdzie zimno jak w kostnicy. Miejsce gdzie tyle barw i kolorów co rodzajów kwiatów. Atmosfera shabby sick/ vintage czyli tak jak lubię najbardziej.
Wita mnie przyjemny chłód ( który potem okazuje się zabójcą)
i gorący uśmiech właścicielki
Wita mnie miejsce, w którym zatracam się w ilości i różnorodności kwiatów i dekoracji. Wącham, poznaje nazwy, głowa chodzi mi w prawo i w lewo nie wiem na co patrzeć. Ania zawstydza mnie. Proponuje mi do aranżacji gerbery i...coś tam jeszcze, a ja nie mam pojęcia o czym ona mówi. Proszę o pokazywanie palcami bo nie znam się.
Na imieniny zamawiam atlas kwiatów.
Witryna pusta, wszystko przygotowane do pracy. Podwijam rękawy i do dzieła. Przybywam z własną koncepcją, która zmienia się z minuty na minutę, gdy widzę w kwiaciarnianych wnętrzach akcesoria, które mogę jeszcze wykorzystać do aranżacji okna wystawowego.
Działam prowadząc przemiłą pogawędkę z Anią. Ona też działa, tworzy bukiety do aranżacji kościoła. Taką pracę to ja lubię, taką sobie wymarzyłam i wszystkimi siłami będę dożyć do tego by rozwijać się w obranym kierunku.
Wreszcie widać koniec prac. Jeszcze zagryzłam ciastem, łyk kawki i gotowe. Jestem zadowolona z efektu. Ruszam na sesję foto. Słońce tego dnia jest dla mnie przeszkodą. Wszystkie cuda za szybą są niemal niewidoczne. Co najwyżej mogę fotografować siebie odbijającą się w witrynie. Wracam do lodziarni, znaczy kwiaciarni:) i kręcę trochę nosem. Ania pozwala mi zrobić demolkę i zaaranżować kącik z drabiną. Rzucam się na to wyzwanie. Po chwili zachwycona efektem cykam zdjęcia.
Sprzątamy bałagan, który narobiłam i planujemy witrynę jesienną. Ania ma własne fajne pomysły. Dorzucę coś własnego, będzie czad!
To było bardzo miłe popołudnie, zakończone przejażdżką po Starej Miłosnej, w tylko nam znanym celu. Taka nasz tajemnica hihi.
Dziękuję FlowerPower za gościnę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz