Mam wielkie ambicje, chęci i rozumiem doskonale, że to zdrowe, że tak należy i dążę do tego z całych sił. Jednak nie wychodzi mi. Nie tylko dlatego, że Śmietaneczka grymasi, nie tylko dlatego że Śmietankowy wraca o 23h, ale przede wszystkim dlatego, że ja chyba nie do końca wiem jak, nie do końca lubię i nie do końca mam gdzie.
Kiedy 3 lata temu, odżywiałam się tylko przez kabelek wszyty w brzuch, kiedy gotując dla rodziny wkładałam pokarm do ust-próbowałam czy dobrze doprawiony i wypluwałam i wreszcie kiedy ampułka soli fizjologicznej była moim jedynym napojem w ciągu dnia, nie sądziłam, że moja przygoda z jedzeniem potoczy się inaczej, niż sobie to obmyśliłam.
Po odtworzeniu moich brzuchowych rewolucji i wyjęciu cholernego kabelka, jadłam jak ptaszynka. 2 herbatniczki na dzień, łyczek herbatki i wsjo.
Chuda byłam przeraźliwie, podobało mi się to. Nigdy wcześniej nie spadały mi portki z tyłka, więc miałam z czego się cieszyć. Z miesiąca na miesiąc więcej jadłam, spodnie zaczynały być obcisłe. Co z tego że wyglądałam już jak człowiek , skoro jadłam byle co. Nadal w moim menu było chrupkie pieczywko, herbatniczki, makaron, buła i spóła, ziemniaczki. Wydawało mi się, że to wszystko jest takie "bezpieczne"dla mojego brzucha.
Po roku zjadłam zieleninę i mięso. Oj źle się czułam. Kiszki marsza grały ale nie z głodu. Zraziłam się. Wróciłam do buły.
Co gorsza, Śmietaneczka zaczęła przejmować ode mnie nawyki żywieniowe. Warzywa ble, mięso fuj. Śmietankowy w kwestii jedzenia też wzorem do naśladowanie nie jest. Cały dzień na kawie, obiad 23h (dobrze że ani tej kawy ani tego obiadu Śmietaneczka nie widzi)
I tak oglądam sobie piękne zdjęcia na instagramie. Makarony z warzywkami, kasza z mięskiem, kolorowe koktajle. Mam na to apetyt- przyznaję. Ale tak tylko dla siebie gotować?
Młoda lubuje się w plackach. Przemycam jej owoce w ten sposób, oczywiście zdając sobie sprawę z tego, że owoc w takim placku to żart. Śmietankowy natomiast ziemniaki i schabowy miałby pewnie ochotę jeść co dzień. Moje biodra tego nie zniosą.
Co tu robić, co tu robić!??
Postarałam się, od 5 tygodni nie jem glutenu, staram się jeść warzywa, dużo pić. Kupiłam makarony pełnoziarniste i te z mąki kukurydzianej. Mąkę z nasion amarantusa też mam. Myślicie, że jestem fajna już? A nie!!!
Brokuły, cukinie wywaliłam bo się popsuły, naleśniki z mąki amarantusowej poszły do kosza bo się obrócić nie dały, a omlet z żytniej mąki był paskudny.
Oj bardzo się zniechęciłam. Wręcz zajadłam stres z tym związany. Błędne koło. Na pocieszenie ugotowałam makaron z pesto i pomidorówkę do której wwaliłam 4 łyżki śmietany.
I kiedy już wszystko było nie tak Happy Place napisała post.
Zaczęłam rozmyślać jak to wszystko pogodzić. Co mnie boli, co mi przeszkadza w tym bym zadbać o prawidłowe odżywianie.
1. Brak czasu. Pomyślicie, że zwariowałam. Przecież "siedzę" z dzieckiem w domu i mam własną firmę, wielki mi HALO.
2. Brak miejsca. Kuchnia ma 70 lat, jest obleśna! Blat ma niecały metr, a w słoneczne dni jest w niej 60 stopni. Nie lubię w niej gotować.
3. Brak wiedzy. Tu liczę na Was. Pomożecie? Powysyłacie mi fajne przepisy na mejla? Poradzicie coś w kwestii zdrowego odżywiania?
4. Lubię jeść! Bardzo i dużo! Zgubą jest to moją. Doprawdy nie wiem, jak ja wytrzymałam pół roku na żywieniu pozajelitowym.
Obiecuję publicznie sobie i mojej rodzinie! Od 1 września jemy zdrowo!
A u Agnieszki Śmietankowy domek:
Sabi, myślę, że po takich przejściach wcale nie jest łatwo wrócić na właściwe tory. Jeśli chodzi o sprzeczne upodobania kulinarne domowników - znam to od podszewki, ja wege, mąż mięsożerny - bywa to wyzwaniem. Wiesz ile wegańskich naleśników poszło do kosza? Ile razy jakiś mus, kotlecik czy zupa krem nie nadawały się do niczego? Nie poddaję się, bo autentycznie na nowej diecie czuję się lepiej i wierzę, że się nauczę, dopracuję pewne przepisy albo znajdę takie, które od początku wychodzą. Miła kuchnia na pewno sprzyja kulinarnym eksperymentom, jestem przekonana, że gyd już się u siebie urządzisz, też znajdziesz w pichceniu przyjemność :-) A gdy już będę miała opanowane jako tako moje menu, podeślę Ci parę sprawdzonych przepisów :-) Uściski! :*** I jeszcze raz dziękuję za domki :-)
OdpowiedzUsuńWiesz a ja uważam, że ludzie trochę świra dostali na punkcie zdrowego odżywiania...Staram sie jeść zdrowo, warzywa, owoce, wszystko bez nawozu z upraw taty i jakjak od szczęśliwych kur, które sobie biegaja i dostają ziarna od mojego taty też z polna na którym je sam wyhodował...czasem piekę chleb i jest pyszny, duzo gotuje i pieke ciast, bo lubię;) Ale uważam, że nic na siłe;-)nie lubię razowego chleba i moga mi mówic jaki och, ach i tak go nie będę jadła! Mogę się przemęczyć jakieś 3 dni na takim czymś i daję słowo, że po trzecim powiem"walcie się , mam już dość". Ostatnio czytałam, że sałata owszem jest zdrowa, ale są osoby, które nie maja na nią enzymu trawiennego i moga po jej zjedzeniu mieć bóle głowy, a nawet silne migreny;-)Niezłe nie? Poza tym dieta osoby pracującej w biurze będzie inna, niż drwala;)Myślę, że żyjemy w takim klimacie jakim żyjemy, więc skądś wzięły się te kapustki i kiszone ogóry i kluchy;) Moja pięciolatka też raz coś lubi, później powie ci już, że nie;)Nie zmuszam do jedzenia, proponuje a i tak czasami robię jej kilka razy ten sam obiad, bo ona"wprost uwielbia moje kotleciki" ;) Myślę, że w końcu znajdziesz swój system żywieniowy;)Ja juz to przerobiłam:to co jest dobre dla mnie nie znaczy, że jest dobre dla innych, bo każdy ma inny zestaw genów i preferencji;)Ja ostatnio kupuje gazetki w salonikach prasowych z jedzeniem;) jak coś mi wpadnie w oko,to kupuję;) A jeśli chodzi o pieczenie, zajrzyj do Pani Natalki z bloga Mała cukierenka, często piekę z jej przepisów, są proste i pyszne;-)pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o przemycanie dziecku, to niezastąpione są zabawy jedzeniowe - dziś robimy króliczka z jajek i szynki, jutro mumię z upieczonej w piekarniku parówki owiniętej paskami ciasta na pizzę. To "dzieło" zrobiły moje dzieciaki https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/t31.0-8/857368_546538852047424_335527231_o.jpg Zabawa wciąga, a przy okazji coś zawsze w buzi wyląduje (schrupiemy mu najpierw brzuszek czy nóżkę?). Z dorosłymi gorzej, bo ukształtowany gust kulinarny trzeba zmieniać cierpliwie. "Hurra od jutra jem tylko zdrowe rzeczy" najczęściej kończy się niepowodzeniem bo organizm broni się przed gwałtowną zmianą. Zacznij od czegoś prostego np. zmień jeden posiłek na bezglutenowy czy na bezwęglowodanowy, a dopiero po jakimś czasie zmień kolejny. Omlet możesz robić zupełnie bez maki. Wystarczy że zmiksujesz dwa jajka z bananem i masa na omlet gotowa. Jak dodasz cynamonu zyska nowy smak. Świetnie smakuje z serkiem i sezonowymi owocami. Możesz również przemycać w omlecie warzywa - podzielone na małe różyczki brokuły zmieszaj z jajkami, wylej na rozgrzaną patelnię i gotowe. To zresztą mój ulubiony sposób na szybkie śniadanie kiedy w lodówce mam jakieś resztki do zagospodarowania - kroję co tam mi w ręce wpadnie (cebulę, szynkę lub mięso z obiadu, paprykę itd.) wrzucam na patelnię, chwilę podsmażam z przyprawami, dodaję roztrzepane jajko i po chwili mam pyszny placuszek, który na talerzu dekoruję np. pomidorkami. Jak nie chcę smażyć to zapiekam w piekarniku.
OdpowiedzUsuńPomalutku wprowadzaj nowe - zdrowe produkty czy dania, stopniowo, i ani się spostrzeżesz jak opanują Twoją kuchnię:) Wszystko na raz nie zda egzaminu. Nowe smaki, niepowodzenia w gotowaniu nowych potraw mogą zniechęcić. To tak jakby od razu zdobywać Mont Everest... zamiast zaczynać od naszej Gubałówki, czy czytać książkę w obcym języku i rozumieć co piąte zdanie. I nie od września! Od zaraz! Zasada 5 minut... nie odkładać, a zaczęć natychmiast - daje więcej energii i nastraja pozytywnie!
OdpowiedzUsuńP.S. Jak dobrze że już wyzdrowiałaś!
pozdrawiam
tak sobie myślę, że to cała zdrowe odżywianie, raczej napinanie się na nie może kiedyś wyjść ludziom bokiem. Jedzenie powinno być przyjemnością - tak działa nasz organizm, że jak ma na coś zapotrzebowanie, to to manifestuje, jeśli mamy chęć na owoc - proszę bardzo - dajmy brzuchowi owoc, a kiedy na mięso - dajmy mięso. Taka wielka dbałość o owo "zdrowe" jedzenie musi być ogromnie stresująca. Mam też wrażenie, że niektórzy gotują zdrowo, by pochwalić się na instagramie, by zrobić modne zdjęcie... Wiadomo nie od dziś, że dieta powinna być zróżnicowana - nie można się katować, bo to chyba nie służy zdrowiu...
OdpowiedzUsuńJa w kwestii żywienia za dużo ci nie pomogę. Jadłam niezdrowo i spodnie też zaczęły się na mnie kurczyć. Poszłam do przemiłej dietetyczki, która pomogła mi uporządkować dania i pory posiłków. Wymieniłam co lubię a czego nie znoszę. Reasumując polecam dietetyczkę Małgorzata Mańko
OdpowiedzUsuńDroga Śmietankowa! Czytam ten wpis i naprawdę Cię podziwiam! To, że ciągle próbujesz coś zmienić i szukasz nowych przepisów/inspiracji to ogromny krok naprzód! Kuchnia bezglutenowa należy do smaków, które na początku potrafią zniechęcać - ja sama ciągle ją odkrywam i po trudnych początkach mogę powiedzieć, że idzie mi coraz lepiej:) Okazuje się nawet, że wcale nie wymaga drastycznych zmian i jedzenia niedobrych placków. Oczywiście - zdarza się, że ciasto, czy nieudany chleb lądują w koszu na śmieci - żal mi wtedy jedzenia i straconego czasu, ale cóż... Rekompensatą są te udane eksperymenty:) mocno trzymam za Ciebie kciuki :) jeśli będziesz miała ochotę - wpadnij na MiejskoWiejsko.pl :) Może znajdziesz tam coś dla śmietankowego domu
OdpowiedzUsuń