Zasypało nas, pięknie jest, mroźno. Nie widać wreszcie błota na podjeździe, kalosze zamieniłam na kozaki. Zuzanka już zdrowa, na sankach wiozę ją do przedszkola. Choinka stoi jeszcze w salonie. Rano pijemy ciepłe kakao a na obiad jemy dużo rozgrzewających zup.
Zima na wsi jest fajowa.
Siedzę w tym moim wykuszu piję z teściową poranną kawę. Ploteczki, opowieści. Dawno się nie widziałyśmy. Do okna podlatuje dzięcioł siada na drzewie. Wyraźnie widać jego upierzenie. W mieście bym tego nie miała przyjemności zobaczyć.
Wychodzimy ze Śmietaneczką na sanki, drogę przecina nam bażant.
Zuzanka krzyczy "Babciu kura".
Stado saren za oknem, dzik denerwujący psa.
Normalka.
Ja miastowa, żeby nie powiedzieć Słoik, cieszę się jak dziecko tymi widokami. Celebruję spacery, wolno popijam gorącą herbatę zerkając na zimowy krajobraz zza książki.
Przeprowadzając się na podwarszawską wieś miałam sporo wątpliwości. Do sklepu daleko, poczta, lekarz.
Mieszkamy już tu pół roku. Nie widzę żadnych niedogodności. Zakupy robimy w Biedrze raz na dwa tygodnie, lekarz jest we wcześniejszej wsi, zaledwie trzy kilometry dalej. Dzwonię rano, dostaję numerek! Szok!Nie czekam z dzieckiem tydzień na wolny termin, nie stoję o 6 rano w kolejce ze staruszkami. Poczta też mi nie potrzebna. Pan listonosz Leszek wie że zawsze jestem w domu, zostawia pocztę dla sąsiadów i rodziny. Z kurierami jestem na telefon.
Społeczność wiejska zachwyca. Znam już większość sąsiadów. Dzieci z okolicy idą razem do szkoły. W drodze ze stacji zatrzymują się samochody z propozycją podwiezienia. Nie mam daleko , zaledwie kilometr.W sklepie pytania "jak się Pani tu mieszka". Miło! w Warszawie nawet dzień dobry często nie odpowiadano mi.
W kozie palimy codziennie, drewno skwierczy, pachnie. Jest klimat.
Tylko czasu na czytanie mało, a książek tak dużo na półce czeka.
Pracuję dzielnie w tej mojej pracowni, tworzę rzeczy do śmietankowego sklepu. Cieszę się każdego dnia możliwością połączenia pasji z pracą. Oby jak najdłużej.
Problemów rodzinnych przybywa, ale nie jestem wyjątkiem, każdy je ma. Jak zawsze myślę, że wszystko dzieje się po coś. Ja po każdej "akcji" staję się mocniejsza. Zmieniam się w silną babkę, myślę
"Będzię dobrze" lub
"Jakoś to będzie" w zależności od humoru.
Dom staje się coraz bardziej przytulny. Pojawiają się nowe dekoracje.
Mam tysiąc pomysłów, jak na nowo aranżować przestrzeń. Cieszy mnie ta możliwość każdego dnia. Mam swoje cztery ściany, na spółkę z bankiem ale mam.
----------------------
Dziś poszalałam w technice decoupage. A tak się zarzekam, że koniec już z tym. Jednak w sklepie produkty wciąż się sprzedają z tej kategorii, więc chyba lubicie ten styl.
Ślicznie to wygląda :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Cudownie napisałaś o swoich przyjemnościach w związku z zamieszkaniem, poczułam przez chwilę ten klimat, łatwo było to zrobić, gdyż sama jestem wioskowa :) Taca reprezentuje się całkiem całkiem, oprócz delikatnych kolorów lubię takie mocne, zdecydowane, nic po środku... a książkę czytałam, film też... piękna opowieść, choć do zakończenia się przyczepiłam... Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPIĘKNA!!!!! :) Ja jestem dziewczyna ze wsi i to o czym piszesz może być też minusem. Podobała mi się w mieście ta anonimowość, na wsi wszyscy o wszystkich, wszyyyystko wiedzieli :).
OdpowiedzUsuń