Dziś kiedy znów afera przy śniadaniu, szukanie osiołka Stefana na gwałtu rety 3 minuty przed wyjściem do przedszkola (Proszę być punktualnie bo dziś wycieczka!!!) oraz niezgodność co do wybranego stroju (do lasu w balowej sukni nie zgodziłam się iść), rozmyślam jaką beznadziejną mamą jestem.
Nic nie chce jeść. Ani prośbą ani groźbą. Sucha bułka na śniadanie, garść płatków to wszystko. Awantura o kubek w jakim ma sok być, kopie mnie, focha się. Podobno rozmawiać trzeba, zapytać i czekać aż wytłumaczy co ją sfrustrowało. Milczy odwraca głowę, ręce zaplata na piersiach. Moja frustracja natomiast rośnie.
Wychodzę, robię swoje, czekam aż jej przejdzie.
Humory ma, a może mnie już nie lubi, może nie taką chciała mamę co i krzyknie i tupnie nogą.
Mija chwilka...
"Maaaamoooo"i wielkie grochy łez po policzkach jej płyną i mi się broda trzęsie i zaraz ja się poryczę. Idę, przytulamy się. Mówi że mnie KOFA.
W przedszkolu rozstać się ze mną nie chce (przecież już było "Pa mamo lecę"). Ja też się nie chcę rozstawać. Pogoda piękna, na lody byśmy poszły.
Idę do pracy i ciągle o Niej myślę. Może właśnie rysuje dla mnie rysunek w przedszkolu, może wraca w podskokach do domu. A może właśnie ze Śmietankowym mężem gotują obiad albo pracują w ogrodzie. 20.00 ja ciągle w pracy. Chciałabym teraz siedzieć pod kołdrą, gdzie mnie te ciepłe nóżki dotykają i czytać po raz setny tą samą bajkę.
Nie poświęcam jej tyle czasu ile by chciała. Pyta czy pobawię się z nią samochodami (zabawa polega na tym, że Złomek chowa się przed ZygZakiem i trzeba prowadzić rozmowę o siwym dymie i Chłodnicy Górskiej).
1. Nie cierpię tej zabawy. Wolę rysować, lepić, wycinać, czytać, budować z klocków itd
2. Nie mam czasu bo jest 5.45 i na prawdę muszę iść umyć głowę.
I myję tę głowę i myślę, że znów ją zawiodłam. Znów kazałam jej czekać, znów nie miałam czasu.
Kiedy wrócę z pracy będzie już spała. Spędziłyśmy dzisiejszego dnia razem 20 minut.
I siedzę przelewam na wirtualny papier moje myśli. Teraz ja wyję. Nos mokry, łzy lecą. Po co się malowałaś zawczasu śmietankowa matko.
I weekend nadchodzi. Mam plany...ale nie związane znów z Nią. Trzeba auta poszukać, po towar pojechać, zrobić zamówienia na skrzynkę i tacę.
Ogarnąć dom, pomyć okna.
I boli mnie to tak bardzo, że już sobie z tym rady nie daję.
Rośnie mi ta Śmietaneczka i zaraz będzie miała mnie w nosie a ja znów usiądę i zapłaczę nad moim złamanym sercem.
Czy pracująca kobieta może byś jednocześnie idealną mamą, żoną, panią domu. A co wtedy kiedy ma jeszcze firmę, o pasji nie wspomnę.
Co wtedy kiedy ta matka nie ma idealnej figury a bardzo by chciała, ale nie ma siły i czasu na fitnesy.
Kiedy ma chwilę aby poćwiczyć widzi pranie, brak obiadu, posta, zdjęć produktów do sklepu.
Co wtedy kiedy ta żona chciała by dobrze i zdrowo gotować.
Nawet już przepisów kilka uzbierała.
Przepisów, których nie ma czasu wypróbować.
A co wtedy, kiedy ta Pani domu jest blogerką wnętrzarską i lubi pokazywać ten swój idealny dom i tworzyć w nim styl Farm House.
A co kiedy ta Śmietankowa miała kiedyś przyjaciół...dla których też nie ma już czasu.
Znacie jakiś złoty Środek?
niestety, rady ani złotego środka nie znam.. powiem Ci tylko, że łezkę uroniłam razem z Tobą i przykro mi strasznie, że współczesne Mamy muszą zmagać się z takimi dylematami.
OdpowiedzUsuńChyba każda pracująca mama przechodziła przez takie rozterki. Mnie męczyło, że wszędzie musiałam zabierać ze sobą dzieci bo nie miałam "pod ręką" żadnej babci czy cioci, która poświęciłaby chwilę czasu na dopilnowanie maluchów, kiedy coś muszę załatwić. Zwiedziły ze mną wszelkie urzędy, banki, poczekalnie i inne nudne miejsca, a ja miałam poczucie, że chociaż jesteśmy w tym momencie razem, to w bezsensowny sposób i gdybym mogła pójść sama, to szybciej wróciłabym do domu i do zabawy z dziećmi.
OdpowiedzUsuńNiestety takie są dylematy matek. Siedząc w domu - marzymy by wyjść do pracy. Pracując marzymy by wrócić do domu, do dziecka. Staram się czerpać z każdej sytuacji, obojętnie czy jestem w domu czy w pracy, próbuję myśleć o tym co dana sytuacja wnosi do mojego życia. Czy jest łatwo? Na pewno nie... Ale próbuję!
OdpowiedzUsuńPowodzenia.
Kochana do wszystkiego trzeba podchodzić ze zdrowym rozsądkiem i przede wszystkim kierować się priorytetami.A resztę układa życie ;-)))
OdpowiedzUsuń