Mamy z Zuzią taką niepisaną zasadę, że jak nuda, choróbsko czy niepogoda to pieczemy ciastka. To fajna sprawa bo czas zajęty na więcej niż 2 godziny, kreatywna zabawa, łasuchowanie no i przede wszystkim czas spędzony razem.
Codzienne czytanie książek , wyniosłam z domu. Mama pielęgnowała to nasze wspólne zatracanie się w lekturze. Pasję ciasteczkową wprowadziłam ja. Widząc jak wiele zabawy jest przy tym postanowiłam pielęgnować tą naszą tradycję. Powtarzalność tej czynności daje mi poczucie magii. Wspomnienia czasu wspólnie spędzonego z mamą (to ja) mam nadzieję zostaną w tej małej blond główce na zawsze.
W tygodniu tak mało jesteśmy razem. Były takie miesiące co się po półtora dnia nie widziałyśmy. Wspólne 40 minut rano,3-4h wieczorem. Ciemno już popołudniami, nie mam ochoty na wyjście, na rozkładanie się z wielką zabawą. Trochę rysowania, budowanie z klocków, czytanie to nasze krótkie zajęcia wieczorne.
Widzę jednak tą zmianę w Śmietaneczce po świątecznych feriach i teraz gdy przymusowo siedzę w domu. Przylepą się zrobiła. "Kocham" mówi 100 razy dziennie, śle całuski, przytula się. Na krok mnie nie odstępuje jakby się bała, że znów po nocy wrócę z pracy. Czasem gdy znikam w łazience słyszę "tatooo, gdzie mama?". I już te stópki biegną w stronę łazienki.
"Mamooo!!!"
Wiadomo męcząca bywa ta przylepa, czasem warknę i oczy podnoszę do sufitu bo pragnę samotności. Na pewno wszystkie mamy to mają. Jednak widząc jak bardzo mnie te małe rączki potrzebują, rozczulam się.
Teraz kiedy dopadło ją chorubsko nasza bliskość jest niesamowita.
Ogrzewam te zimne nóżki, tulę to trzęsące się ciałko. Głaszczę po głowie, trzymam ciepłą rękę na brzuchu. Siedzę w łazience i trzymam ją na toalecie, jest taka słaba że mam wrażenie, że zaraz zleci. Całą noc rękę na uchu trzymam. Niesamowite, że gdy tylko próbuję zabrać, ona budzi się z płaczem "mamo trzyyymaj, boli"
I może pomyślisz
"ale terorystka, ale dałaś się omotać głupia matko"
Trudno, może i się dałam, może kiedyś za tą moją dobroć i oddanie kopnie mnie w tyłek ona czy los.
Dziś jest to dla mnie nie ważne. Pomagam jej jak umiem, oddaję 100% siebie. Niech ma!
I wstaje nowy dzień, widzę, że jej lepiej. Znów się uśmiecha, choć taka bladziutka jeszcze. Znów głupotki jej w głowie, znów gada jak najęta.
I znów sadzam ją na blacie. Mąkę sypiemy na stolnice, na siebie na podłogę. Żółto wycieka nam przez palce, cukier puder podjadamy z torebki. Robimy miny, chichramy się.
Nasze tu i teraz.
Nasza magia chwili, istne hygge .
I te ciasteczka takie pyszne, maślane, kruche.
--------------------
Przepis na najsmaczniejsze ciasteczka maślane.
* 2 szklanki przesianej mąki pszennej
*kostka masła 200g
*1/2 szklanki cukru
*2 zółtka
* 2 łyżki śmietany 18%
Ilość na ok 30 sztuk.
Wzruszające... i piękne :)
OdpowiedzUsuńDziękuję. Bardzo mi miło
UsuńJa muszę czasem pół nocy drapać po plecach moją córkę, gdy przyjdzie do mojego łóżka. Nie czuję się sterroryzowana. Wręcz przeciwnie, mimo zmęczenia, fajnie mieć takiego małego ludka obok siebie :)
OdpowiedzUsuńOlga, fajnie. Ja też tak się nie czuję. Tworzymy wieź z naszymi ludkami a to bez cenne.
UsuńJa również uwielbiam spędzać czas wolny ze swoimi dziećmi w kuchni. To świetna zabawa móc coś razem przyrządzić. Co do samej kuchni - to jestem zakochana w twoim wnętrzu. Wszystko wygląda tam tak spójnie! :)
OdpowiedzUsuńPięknie opisałaś magię codzienności, drobnych gestów i tej wyjątkowej bliskości, którą można zbudować między matką a dzieckiem. Twoja historia to nie tylko przepis na ciasteczka, ale przede wszystkim na budowanie ciepłych, niezapomnianych wspomnień, które będą z Wami oboma przez całe życie. Czas spędzany przy wspólnych zabawach, takich jak pieczenie ciastek, jest bezcenny i wypełnia te chwile codzienną magią, której – jak piszesz – czasem brakuje w pośpiechu tygodnia.
OdpowiedzUsuń